Oto historia pewnej pary, która deszcz przegonić umiała…
W przeddzień uroczystości przez Łódź przetoczyła się burza, ale taka przez duże B. Ulewa i wyładowania. Ściana wody uniemożliwiła dojazd, a my przecież mieliśmy się spotkać. Padało też w ich Wielkim Dniu… pod dom Panny Młodej dojechaliśmy w strugach wody. Czas mijał, zbliżała się godzina zero, deszcz nie odpuszczał, a niebo co jakiś czas rozświetlały pioruny. Dopiero przed kościołem jakby trochę ustał… powiedzieli sobie “tak” (od tej pory zacznę wierzyć, że to magiczne słowo) i chyba zaczarowali niebo bo kiedy wyszli z kościoła już nie padało, a poburzowe powietrze było świeże i orzeźwiające. Takie widać miało być. Później było coraz cieplej. Niesamowita charyzma Kasi i błysk w oku szalejącego na parkiecie Krzysztofa sprawiły, że żal było odjeżdżać.. zabawa trwała do samego rana.
Ale to nie był koniec naszej wspólnej przygody… wkrótce czekał nas niesamowity wyjazd w południowe rejony Polski .
Ceremonia: Archikatedra Łódzka